Z tego całego "bezrobocia" to pasji dałem upust, a z lenistwa to nawet nie chciało mi się opisywać... niby z 50 dni nieobecności, a filmów... ech nie policzę ale grubo ponad 200!
Yuma (2012) - Z dużą niechęcią
podszedłem do oglądania, opisy trochę mnie zniecheciły, a że
brakowało alternatywy...
Polotu tam nie ma, ale po kilku
minutach wskoczyłem w ten kadr i zacząłem oglądanie. Dla wielu
młodszych kinomaniaków będzie to pozycja raczej mało
interesująca, ale dla roczników 65-75 może okazać się fajnym
wspomnieniem, jak i dla mnie było... Film, jak film, przerysowuje
pewne schematy, powiela plotki które urosły do miana prawdy. Choć
wiele prawdy w tym filmie jest, prawdy przemilczanej, zapomnianej...
Czas nie został stracony, a urok
wspomnień... nieoceniony...
Upside Down 2012 – Pod przykrywką
romansidła niezwykle urokliwe fantasy – tak wielkim żartem, świat
wynalazków to świat męski, a baby? No baby tak naprawdę, to tylko
do kochania ;)
Intouchables (2011) – fascynująca historia
skręcona na faktach – życie potrafi płatać figle, jedne
brutalnie rzucają o ziemię... inne... inne mogą być przyczynkiem
do czegoś niezwykłego w naszym szarym i zblazowanym świecie. IMHO
film dla rekruterów – pomyślcie czasem kogo tak naprawdę
szukacie :)
Trzy cale (2012) – fantastyka pełną
gębą, choć na pozór dziecinnie ukazana. Czas chyba uświadomic
ludziom i nie ludziom, że życie to stałe zmiany, mutacje,
przypadki nieodgadnione, ale też autorom komiksów uświadomić że
moce którymi bohaterów obdarzają nie wzięły się z „powietrza”
;) choć w tym przypadku można by tak to nazwać – w przenośni
oczwiździe ;)
Silver Tongues (2012) – przyznaję,
film zaskoczył mnie, myślałem że mam do czynienia z jakimś
remakiem Bonnie i Clayda, ale brakowało strzelanek... a już
zakończenie... wyprowadziło mnie z równowagi!
Les Papas Du Dimanche (2011) – taki klasyczny obraz rozpadającego się świata –
świata opartego o jednostkę rodzinną, cytując prawie "kiedyś jak
coś się psuło, to się to brało i naprawiało...", dziś łatwiej
jest wymienić, ale to też jest sztuka, by nie wymienił stryjek
siekierki na kijek...
Stolen (2012) – właściwie
czego można oczekiwac? Ano klasyka, trochę inwencji... tfurczej, i
jakby powielony schemat z kilku innych podobnych pozycji, ale zabić
nudę zimową idzie ;)
Das Leben der Anderen (2006) – starsza pozycja, lecz jakże aktualna, nie wiesz,
nie wiesz... nie rozumiesz nic... a oni wiedzą o tobie znacznie
więcej... Ale, przyjdzie czas i na te gumowe ucha ;)
Joyeux Noel (2005) –
I wojna światowa i jej tragiczność, bezsens pokazana oczami
zwykłych żołnierzy, którzy potraktowani zostali jak przysłowiowe
mięso armatnie – a w tym wszystkim... cicha noc... z ust gwiazd...
Trochę staroci:
Damnation Alley (1977) – klasyka sajens fikszyn – a własciwie film katastroficzny
o sztuce przeżycia i dążeniu do utrzymania stada, bycia w
stadzie... bo człowiek to brzmi tłumnie...
The Day the Sky Exploded (1958) – jak
poprzednik, "ci amerykanie, to oni nie są tacy źli, oni najpierw
napadną a potem przeproszą..." – jak dawno temu mawiał Smoleń, od
siebie dodam, oni świat popsuja, ale potem naprawią... po swojemu
;)
Uff, na dziś wystarczy... PAN JEST ZADOWOLONY.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz