niedziela, 30 września 2012

złote "jajo kukułcze" ambera...

Jeden "przekręt" staje się przyczynkiem do "lawiny" ukazującej jak "spartolony" mamy system...
Czytając doniesienia z lewa i prawa dotyczące Amber Gold (Ciekawym określeniem nazwy, z definicji jest że amber, to żółte światło (uliczne), czyli ostrzegawcze... tak żartem, z mojej strony), bardzo trudno nie zauważyć niedoróbek "prawa" Rzeczypospolitej.
Oj zaczyna się walić ten "irlandzki" w POlsce domek z kart...
Uśmiechnąłem sie sam do się...i zapaliłem z wrażenia... zdanie powyżej, jego pisownia - dzieło przypadku, po kilku sekundach do mnie dotarło, omen jaki, czy cuś...
Tak zupełnie przypadkiem ostatnimi dniami wróciłem do pięknego filmu zza wschodniej granicy... "Ciekawostki rosyjskiej polityki" albo "Osobliwości...", niestety, na znanych portalach trudno znaleźć ową pozycję, są jej koleżanki... wędkarstwo i myślistwo. Co tym bardziej przykuwa uwagę!
Nie mam na myśli wzorowania się na nich... ;) ale pokazanie "idei", mysli przewodniej każdego z tych filmów... Żyjemy dla siebie, nie dla posiadania... Czyli umiar i nie wszystko złoto co się świeci. Nie zawsze wzorce z zewnątrz są dobre, i nie zawsze trzeba je wprowadzać...
Zresztą, wprowadzono i próbuje się nadal wprowadzać (wciskać) "wspaniałości", ale po czasie okazuja się zwykłymi "bublami" którymi zachód, wschód, reszta świata wspaniałomyslnie nas obdarowali.. ;> A my? Jak zwykle... budzimy się z ręką w nocniku.

Poza nawiasem....
Około ćwierć wieku temu, jeden z moich kolegów w pewnej dyskusji przytoczył słowa swego znajomego niemca, brzmiało to mniej więcej tak: "Socjalizm jest najdłuższą drogą do kapitalizmu..." mnie się wtedy wyrwało: "i vice versa"...
Ktoś może mi zarzucić "komunizm" - lecz nie wypaczajmy idei, samej w sobie ok? W końcu dążymy do "równości"...

Wyszli na ulice...

Wczoraj odbył się marsz... "Obudź się Polsko" - i bardzo dobrze, kto mógł to był... ja i mnie wielu podobnym się nie "udało" wziąć udziału w tymże pochodzie. Szkoda... bo dowiedziałem się dopiero wczoraj po południu, że były autobusy darmowe... w sensie "zwiazkowe" i mogliśmy pojechać.
Śmiem wyrazić tylko opinię, że w tym marszu powinni wziąć udział "młodzi" - by nie dać odwetowcom maczugi do ręki, że dziadki, babcie "mohery" same szły... Szczerze mówiąc nawet moja mama wyraziła akces... gdyby nie zdrowie... droga... - musiałem jej to uświadomić, oraz to, że właśnie młodzi w tym marszu powinni się pokazać. Przyznała rację - a z Jej opinią zawsze się liczyłem, bo nigdy mnie nie osądzała, nie kierowała - a jedynie mówiła co Ona myśli, bez sugestii, a do rozważenia.
Czas najwyższy pokazać (dosadnie) w formie pokojowej że ludziom nie w smak obecna "politykierka" i "okradanie" narodu. Przewodnictwo tylko nijak mi nie odpowiada... w sensie PiS... ale to tak ogólnie...
Siadłem  grubo po północy do przeglądu niusów.. i co widzę? NO KLĘKAJCIE NARODY!
Tow. bolek  nasz wodzu a.d. 1980 i zbliżone raczył zaopiniować marsz.. jako "antydemokratyczny"...
Zapomniał wół..? A kto strajki "organizował? Kto na ulice wychodził? (lat temu 30..) Kto nie chciał ale musiał?
Chyba nobel w jobel sie pomieniał...
Obserwując z dnia na dzień swoje podwórko... nie trudno zauważyć jak w ludziach coś kiśnie, cos ich dusić zaczyna. Co będzie jak wybuchnie?
Pół europy "zaciska" pasa, ale na ulicach okazując swoje niezadowolenie jakoś nie widzimy w tym nic zdrożnego... TYLKO  NASZE ULICE NIE MOGĄ MIEĆ NIEZDOWOLENIA...

PAN NIE JEST ZADOWOLONY....

środa, 26 września 2012

Polak - Litwin, dwa br(y/a)tanki

http://polonia.wp.pl/kat,1010249,title,Politycy-obiecuja-Polakom-ze-rozwiaza-wszystkie-ich-problemy,wid,14956024,wiadomosc.html

GMO - coś w trawie zapiszczało

I mamy pierwsze koty za płoty... Niestety, wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na szkodliwość tych produktów zarówno na świat zwierzęcy jak i ludzi! Jak widać pierwotne badania przeprowadzono "nieskutecznie", a może specjalnie tak to zrobiono...
O modyfikacjach GMO wspominałem w postach nie koniecznie z nimi bezpośrednio związanymi:
TUTAJ i TUTAJ
Dziś mamy kolejne potwierdzenie szkodliwości "produktu" GMO jako takiego. Dochodzi jeszcze kwestia "ochrony roślin" - i niesamowitego parcia na rynek... ale to już inna kwestia, której można uciąc łeb przy samej d...
Czytając tekst (LINK) i ogladając załączone filmiki trudno oprzeć się wrażeniu, że wielcy tego świata dążą do jego destrukcji... Póki co, tak to wygląda niemal w każdej dziedzinie.
W myśl tego co zobaczyłem na załączonych filmach można by wnioskować, że firmom zależy tylko na szybkim zarobku, a co jeśli poprzez takie działania dąży się do ograniczenia populacji ludzkiej, tyle że w sposób "zawoalowany"?
Świat filmowy niejednokrotnie pokazywał skutki takich działań, próby takich modyfikacji... tylko czy my takie sygnały potrafimy weryfikować? Odczytywać?
By nie być gołosłownym, i tak na szybko:
1. Rundskop - i te umięsnione zastrzykami byki...
2. Cała seria Resident evil
3. The Constant Gardener - jaki "piękny" obraz badań na całych populacjach - fuj...
4. Serenity - kolejny nie udany eksperyment...
Te kilka przykładów, nie koniecznie super trafnych ale zaznaczających sam schemat, oddaje całą ideę.
To filmy...a co w realiach? Jak widać GMO, gdzieś tam przywrócono do "życia" bakterie dżumy...
A czy mamy pojęcie co może dziać się w laboratoriach wojskowych? Co tam nam szykują?

PAN NIE JEST ZADOWOLONY...

wtorek, 25 września 2012

Polityki gospodarczej i Polski... obraz, szaraka oczami...


Z dnia na dzień ciekawiej przedstawia się ten obraz... „Lanszaft” rzekł bym. Nijakie to, zakłamane, stłamszone, oszukańcze – by(d)le jakie.
Z jednej strony dwie siły polityczne ścierające się z powierzchni ziemi, z drugiej biedny ludek pracujący na czarno... albo „legalnie” po 14h na dobę, bo na raty i rachunki nie wystarcza.
Przed oczy wstawia nam się dwie drogi, i obie złe... bo jak wybrać z dwojga złego? Tak jak po śmierci Lecha Kaczyńskiego? Pamiętam jak dziś wielką obrazę na słowa artysty, który „ośmielił się” powiedzieć przed kamerami mniej więcej tak: „jeśli mam wybierać mniejsze zło, to nie wybieram żadnego i na wybory nie idę..” - och jak pojechano po nim, jaki to on nieodpowiedzialny... A czy można wybierać „mniejsze zło”?
Nie powinno być „szarosci”, „szarej strefy”.
Zamiast rozbudowywania przepisów, praw, obowiązków wypadałoby skupić się na ich uproszczeniu i prostym, życiowym ekzekwowaniu. Nie trzeba do tego 100 tys nowych etatów urzędniczych, nie trzeba obiecanek niespełnionych.
Od lat uczy się nas jak przepisy „omijać”, kombinować...jak podatków nie płacić...
Od lat czytam również wypowiedzi „prostych”, drobnych sklepikarzy, handlarzy jak się im śrubę przykręca... ale to akurat prawda jest, bo „wielkim” tego swiata nie przeszkadza to w „kombinowaniu i omijaniu”, tym małym też nie, tyle że Ci mali ponoszą dużo większe koszty, bo ich nie stać na „kombinowanie i omijanie”, i nie mają na to czasu!
Przykład? Sklepik osiedlowy, właściciel jest tam już o 4 rano, musi przyjąć chleb, nabiał, warzywa. Otwierte w zasadzie od tej 4 rano, bo część ludzi o 5-6 już wychodzi do pracy, a świeży chlebek i rzodkiewkę wypada zjeść. Teoretycznie tak do 10-11 jest ruch, prawdę mówiąc mógłby zamknąć o tej 11 i do 13-14 zrobić przerwę, tyle że mieszka ok 30 min drogi od sklepu, więc jaki jest sens tracić godzinę na przejazd? Lepiej w tym czasie sprawdzić faktury, i papiery inne... potem do ok 20ej dalszy handel... a od 18 wyprzedaje warzywa które następnego dnia nie doczekają, bo lepiej grosz chocby odzyskać niż stracić... i tak co dzień, prócz niedzieli – bo wtedy wolne...
Powiecie że tak sobie wybrał, że nie może mieć źle, skoro to ciągnie... Ano i on nie marudzi, choc musi trzy zusy opłacić, podatki... pytanie jak to 3 zusy? Ano jedna pani na zwolnieniu, jedna w ciąży... a pracować nie ma komu... taka polityka socjalna... to tylko wierzchołek góry...
Trochę się pokręciłem po sklepikach, kwiaciarenkach, taksówkach, małych zakładach ślusarskich, mechanicznych... Porozmawiałem z właścicielami, i co się wyłania?
Woleliby prosty podatek liniowy od skomplikowanego vatu, podzielonych stawek itp., itd. Jedną prostą składkę ubezpieczeniową, a nawet ubezpieczenie obowiązkowe „zakładu” jako całości.
Przykład kombinatora podatkowo-pracowniczego, a mam, i to kombinator w świetle prawa!
Jak nie płacić za pracownika zusu, podatku... proste, zatrudniać bezrobotnego na przyuczenie, na 3-6 mcy (w tym czasie koszta ponosi „państwo”), potem go zwolnic na miesiąc-trzy (wraca na zasiłek i dalej „państwo go utrzymuje”), potem delikwenta znowu zatrudnić na 3-6 miesięcy (jest już przeszkolony, więc przyuczenie trwa miesiąc a dalej pracuje jak każdy, tyle że dalej na koszt UP cazytaj „państwa”), i tak wkoło przez rok, dwa... Jaki z tego wniosek?
Ano taki, że „ZAKŁAD” praktycznie przez cały okres zatrudnienia nie ponosi kosztów ubezpieczenia, zasiłków... Nie jestem specjalistą, ale tu wystarczająco widać jak „wielkich” stać na kombinowanie. A słowo „państwo” w tym wywodzie należy czytać „PODATNICY” czyli każdy z nas!
Odbiegłem sprintem od tematu.
Czy da się uzdrowić coś, co jest chore już od samego początku?
Jak można zwalczać korupcję kiedy na każdym kroku wyciągane są „dowody” na „każdego”?
Kiedy jednostki do walki z korupcją same są skorumpowane?
Jak tworzyć „prawo” kiedy „urzędnicy” do tego powołani, tworzą bubel?
Jaki jest sens wprowadzania ustaw bez wykładni, albo w nowej ustawie zapomina się wykluczyć starą?
Jak wierzyć w niezawisłośc sądów kiedy zasiadają w nich ci sami co 30-40lat temu ludzie, a ich następcy to „wychowankowie”, pracujący jak ich nauczyciele..?
Jak wierzyć prokuratorom, o których co raz to głośniej?
Sam „rząd” to nic, zostaje jeszcze „armia” urzędników, bezdusznych, nie myślacych wykonawców bzdurnych przepisów...
Do wyciągnięcia wniosków z. tego co napisałem wystarczy przeglad prasy codziennej, czy papierowej, czy internetowej.

Jak widzę Polskę? Obraz „nędzy i rozpaczy” i módlcie się, jeśli macie do kogo, elito rządząca, bo co raz to więcej głosów przeciw wam... Skrajnościom lud nie wierzy, bo już były, ale teorii środka też nie ma.
W myśl kapitalizmu wyprzedaliście ogromny majątek „narodu”, jak dziennikarze pokazują za srebrniki, ludzie nie mają pracy, a wy piszecie i mówicie co innego, to dlaczego połowa moich znajomych pracuje za granicą? Wierzycie że wrócą z kapitałem? Wolne żarty...
Mnie jedynie sentyment i syn trzymają w tym suwerenie unii... lecz z każdym dniem utwierdzam się w decyzji wyjazdu, by zapewnić sobie i dziecku należyty byt.

Poniżej kilka „prostych” zdawałoby się spraw, a przez urzędasów i prawo doprowadzonych do granic absurdu, oraz opinia, i coś czego nam brak...


Wiedza zbyteczna... czy niezbędna?


Temat powrócił całkiem przypadkiem podczas seansu filmowego... Oglądając film „Tracker” z 2010r. Zastanowiłem się na wojnami burskimi, a własciwie szacunkiem jakim jakim oficer brytyjski darzył dziwnego człowieka... oraz jaki strach wzbudził ten człowiek w podoficerze... także angliku, kiedy ten pojawił się na „ich” wyspie...
Zastanowiły mnie padające tam słowa o obozach „koncentracyjnych”, w których zaginęła rodzina owego „dziwnego” osobnika...
Drążąc trochę temat dowiadujemy się że „obozy koncentracyjne” to wcale nie faszystowski wymysł... obozy takie istniały na długo przed II wojną światową, tylko nie były tak „rozpropagowane” jak niemieckie. Można by powiedzieć, wstydzono się ich, ich ujawnienia. Nie miały one bezpośrednio na celu eksterminacji jako takiej, ale robiły to „pośrednio”.
Pierwszymi stricte obozami były w końcu XIX w. Tzw. „reconcentrados „ na Kubie, wymysł n.b. gen. Martineza Camposa. Kolejną ważną wzmianką są wspomniane wojny burskie (1877-1902), i tutaj spotykamy się z obozami, które wg pierwotnych założeń i opisów wcale „eksterminacyjne” wcale nie są... tylko z założenia...
Później mamy rok 1911 i spisy ocalałych Hererów – to już niemiecka robota... I tu pojawiają się kartoteki, znakowanie więźniów, badania „medyczne”...
Następnie mamy I wojnę światową, tyle że tam mamy dziesiątki tysięcy „internowanych”.
Mało wspomina się rok 1917 i rewolucję w Rosji, oraz „5 listopada 1918 roku Rada Komisarzy Ludowych w ogarniętej rewolucją Rosji wydaje słynny dekret "O czerwonym terrorze", który przewidywał zabezpieczenie Republiki Radzieckiej od wrogów klasowych przez izolowanie ich w obozach koncentracyjnych. Ofiarami obozów - do końca 1920 roku powstało ich 84 (obozy) z 50 tys. więźniów - już nie obcych, ale obywateli własnego państwa.”
Dopiero II w. światowa ukazuje z całym rozmachem machinę „obozów koncentracyjnych”.

Zaczęło się od filmu, wydawałoby się zupełnie nie związanego z tematem... Czy to jest wiedza zbyteczna?
Film polecam, bo jest to ciekawa pozycja nie mieszająca we łbie...

A do tego co nieco poszukać sobie w skarbnicy wiedzy... a dla leniwych choćby poczytać tutaj lub tutaj

Czy można być zadowolonym? raczej nie... co nie umniejsza dobremu filmowi

Sny... śnienie i jak to z tym jest?


Od pewnego czasu zastanawiałem się jak to jest z naszymi snami, dlaczego zapominamy je niemal natychmiast po przebudzeniu, dlaczego w większości są to „dobre” sny?
W przeważającej większości moje sny są dobre, znacznie lepsze niż rzeczywistość, może dlatego staram się po przebudzeniu je zapamiętać, a i jeszcze z racji nic nie robienia to bywa że zasypiam ponownie i próbuję je śnić dalej...Bo straszna jest świadomość że to „dobro” wraz z przebudzeniem ucieka, i nawet nie można go zapamiętać... Mnie pozostaje, przynajmniej przez pierwszych kilka minut dobry humor... Potem, jak większość, zapominam, tylko czasami w ciągu dnia jakiś przebłysk, wspomnienie. Czasami udaje się zapamiętać ideę snu, i tak udało mi się zapamiętac jakieś wyjątkowe sny, bardziej deja vu, czy sny tzw. prorocze.
Tych ostatnich miałem w życiu kilka... na zasadzie deja vu, czyli: kurcze, ja to już widziałem... brałem w tym udział...
Gdzieś czytałem, że wpływ na nasze sny może mieć to co czytamy, z czym się zmagamy, nasze problemy... jakiś wyjątek stanowiły wypowiedzi, że „dobre” rzeczy z życia przeniosły się na sny...
Czyli: im gorszy, smutniejszy dzień, tym lepszy, milszy sen... Czyżby sam mózg kompensował nam straty dnia?
Czytam w 99% SF, ale jakoś nie zauważam odzwierciedlenia tego w snach. No, może sny o lataniu... ale okazuje się że nie jestem w tym wyjątkiem... lataliśmy, latamy, będziemy latać w snach ;)
Pomijam sny erotyczne, z których wyrosłem już dawno temu... bo chyba wiek dojrzewania ma to do siebie, że takie właśnie sny mamy... ale bywają i teraz ;) też miłe, ale i dużo bardziej „erotyczne” a nie mechaniczne ;)
Ponieważ ciężko sobie przypominać co w konkretnych śnieniach było, to i trudno o nich pisać. Sięgałem też do „senników” ale nijak się nie sprawdzały... więc odłożyłem temat głęboko na półkę.
Zauważyliście że sny z kategorii „straszne” śnią się najcześciej w nocy, kiedy jest ciemno i się budzimy wystraszeni wśród tej ciemności? Natomiast „dobre” sny trafiają się najczęściej nad ranem, tuż przed przebudzeniem... albo i przebudzenie taki sen przerywa (niestety...).
Dobrym jest jedynie to, że i jedne i drugie najczęściej szybko zapominamy, ja mam to szczęście że czasami udaje mi się jeden „dobry” sen kontynuować przez kilka nocy...
Czego i Wam życzę..

niedziela, 23 września 2012

udany seans...


Przypadek rządzi naszym losem...
Z pewną taką nieśmiałością rozpocząłem seans, nie czytałem recenzji, nie szukałem w skarbnicy (internecie) informacji o nim. Trafił do mnie przez przypadek... a z sobotniej nudy poobiedniej został włączony. Obsada, jak i początek nie wciągnęły mnie... ale po kilkunastu może minutach nie mogłem się oderwać. Niby taki „amerykański film drogi”, lecz inny, nie tak obcesowy, nie tak nachalny, a i brutalności w nim prawie nie uświadczysz, a co dopiero wulgarności.
Film nietuzinkowy, jak i poznanie jego bohaterów w wędrówce przez ich kawałek życia, a wszystko to w prostych, codziennych scenach. Tego nie można opisywać, to trzeba obejrzeć.
„ - życia się nie wybiera tato, życiem się żyje...”

Klasycznie opis dla niedowiarków TUTAJ

PAN JEST ZADOWOLONY...

sobota, 22 września 2012

tylko wytrwałością i pracą narody się bogacą...

"Niekorzystną sytuację na rynkach pracy w Europie wciąż potęguje kryzys gospodarczy. Wskaźnik stopy bezrobocia osób poniżej 25. roku życia utrzymuje się na ponad dwukrotnie wyższym poziomie w porównaniu do wartości stopy bezrobocia wszystkich aktywnych zawodowo. Zgodnie z danymi opublikowanymi przez Eurostat, w maju 2012 roku w Unii Europejskiej bez pracy pozostawało 5 517 mln osób, które nie ukończyły 25. roku życia. Stopa bezrobocia w tej grupie wiekowej wyniosła 22,7 proc."

To nie cytat z czarnowidztwa... a notka z (wp.pl)
PAN NIE JEST ZADOWOLONY...

jeden film...

Dziś na "tapecie" tylko jeden tytuł. "Red lights", reklamowany jako dramat, thriller... dla mnie to jeszcze science fiction... bo czyż nie dotyczy spraw na dziś "niebadalnych"?
Ładne ujęcie paranormalności, z jednej strony demaskowanie oszustów, z drugiej pozostaje coś, czego wyjaśnic się nie da... mimo dość słabych ocen.. polecam.
Dla wymagających konkretów...

PAN JEST ZADOWOLONY...

żagle, żagle, żeglowanie i cumowanie...

Jedna z niewielu spraw sądowych, gdzie przychylam się do wyroku ;)
Prawie kazdy port pobiera opłaty za cumowanie, każdy pomost (keja) obarczony jest opłatą, jaką? wiedzą żeglarze... nie jest to mało... (jak pamiętam z lat poprzednich to ok 10-15zł). Są porty gdzie może stać 100-200 łajb... wiec tak naprawdę podatek od tego pomostu to "DNIÓWKA"!
Więc nie płaczcie panowie właściciele...
(Portowe myto) 

porażka sądu i premiera...?

nie można już byc w opozycji, nie mozna byc niezadowolonym...z naszej irlandii... pokazuje to artykuł "masowe grzywny..."
Sprawa stara, sąd i prokuratura potrzebowały 1,5 roku... śmiać się czy płakac?

równi i równiejsi...

Przykro czytać, zwłaszcza że sam mam syna chodzacego do szkoły... i taka sytuacja nie tylko w Policach ma miejsce... Każdy rodzic powie ze jego dziecko "najważniejsze jest!" - poza marginesowymi wyjątkami. Jest coś za czego przykładem powinnismy podążać...
Przykład z Brazylii, od wielu lat dzieci przystępujące do komunii św. przede wszystkim są ubrane jednakowo!, pilnuje tego rada kościelna, rodzice są zobligowani do ubrania zarówno siebie jak i dzieci - schludnego i skromnego, kogo nie stać dostanie co trzeba od rady parafii. Przyjęcie po tym ważnym jakby nie było dla kazdego katolika święcie odbywa się na koszt któregos z najbogatszych parafian...i najczęściej na jego hacjendzie... Są tam wszyscy, dzieci, rodzice, zaproszeni goście... Mimo skrajnych różnic, ludzie ci potrafią przynajmniej pokazać że DZIECI w tym jednym dniu są RÓWNE!
Co się dzieje z nami? Wiadomo że dzieci to potencjał w który należy inwestować! Przypadek opisany w artykule (Obiadowa segregacja w szkole) nie powinien mieć miejsca w kraju rozwiniętym, humanitarnym etc. za jaki się uważamy!

PAN NIE JEST ZADOWOLONY...

piątek, 21 września 2012

polityczna nekrofilia?

Czytając doniesienia codzienne, trudno pominąć ofiary katastrofy smoleńskiej i ich ekschumacje... Porażająca dośc myśl, bo prawie każdego z nas to nieuchronne kiedyś dotknęło. Rozumiem ludzi w których świadomości rodzi się zamysł o podmianie ciał, zwłaszcza po takiej katastrofie, i do tego jeszcze trudna wiedza o tym że ciało bliskiej nam osoby poćwiartowane wręcz leży w trumnie.
A wszystko owiane nutką polityczną... tylko zawoalowaną jeszcze...

i jak widać sprawa nabiera tempa... (będziemy kopać?)

filmów oglądanie...


Seans nie zachwycił mimo dobrych recenzji, nie wiem,może to moje nastawienie, może pogoda... bo jednak obejrzałem, ale nie to żeby miał do niego wrócić...
Freelancers... chyba tylko dla wybranych...


Guyver bohater ciemności - staruszek, jak odgrzany kotlet... niestety nie wszystko z wiekiem nabiera „smaku”.. Może gdyby miał naście lat, to by się zachwycał scenami walki... potworami... i do tego wątkiem miłosnym. Film tylko dla fanów SF, a i to dla wytrwałych...




Rundskop (Głowa byka), trudny film, bo dramat „wielokrotny”. Dla mnie to porównanie człowieka do zwierzęcia na poziomie „szprycowania” świństwem. W dość zawoalowany sposób pokazuje skutki „poprawiania” natury z jednej strony, a z drugiej próby (nieudolne, tylko chemiczne) naprawienia krzywdy..
Trudny, ale wart poświęconego czasu, bo to się dzieje.. gdzieś z boku... ale się dzieje... i to jest smutne.



PAN JEST ŚREDNIO ZADOWOLONY...

czwartek, 20 września 2012

żeby sprawiedliwie było...

Najpierw należy przeczytać, potem zrozumieć... a jak klawiatury przy tym nie połamiecie to gratuluję nerwów... i postronków rzeczone trzymających... http://www.wolnyswiat.pl/20h3.html
PANU SIĘ KOZIK W KIESZENI ROSTWIERA!

Roboty, cyborgi... GMO

Kilka-nascie postów wstecz wspominałem o robotyzacji, i ogólnie postępie...
Dziś niejako po drodze natknąłem się na pewien komentarz ze strony NowegoEkranu, poniżej cytuję w całości:
"Ustawa o nasiennictwie, wdrażanie GMO:
Najważniejsze zagrożenia:

- zagrożenie ekonomiczne (patenty) związane z produkcją żywności oraz nabywanie praw patentowych poprzez skażenie środowiska..
- zagrożenia skażeniem ekologicznym, którego skutków nie da się przewidzieć a dostępne wnioski wysunięte z dotychczasowych analiz wskazują, że skażenie to jest trwałe i nieodwracalne.
- zagrożenie skutkami zdrowotnymi dla każdego człowieka z wielkim podkreśleniem kobiet w ciąży i dzieci.

Prawo:

Art. 181 kodeksu karnego mówi:

§ 1 Kto powoduje zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

§ 2 Kto, wbrew przepisom obowiązującym na terenie objętym ochroną, niszczy albo uszkadza rośliny lub zwierzęta powodując istotną szkodę, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

§ 3 Karze określonej w § 2 podlega także ten, kto niezależnie od miejsca czynu niszczy albo uszkadza rośliny lub zwierzęta pozostające pod ochroną gatunkową powodując istotną szkodę.

Art. 23. k.c. Dobra osobiste człowieka, jak w szczególności zdrowie … ,pozostają pod ochroną prawa cywilnego niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach.

Każdy ma prawo do życia w bezpiecznym, nieskażonym środowisku.

Art. 24. § 1. k.c. Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Na zasadach przewidzianych w kodeksie może on również żądać zadośćuczynienia pieniężnego lub zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny.

W związku z Art. 5 k.c.

Art. 5. Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony.

Art. 39. Konstytucji:

Nikt nie może być poddany eksperymentom naukowym, w tym medycznym, bez dobrowolnie wyrażonej zgody.


Uświadamiając sobie znaczenie przytoczonych faktów i zapisów prawnych, należy jednoznacznie stwierdzić, że większa część społeczeństwa jest obecnie poddawana eksperymentowi uwalniania żywej technologii genetycznej do środowiska i od lat poddawana eksperymentowi spożywania żywności pochodzącej z organizmów modyfikowanych genetycznie:


- bez wyjaśnienia, o co w tym chodzi,

- bez wyjaśnienia, jakie mogą być zagrożenia i konsekwencje,
- bez świadomego wyboru obywateli,
- i bez jakiejkolwiek wiedzy o istnieniu GMO u 66% obywateli Polski. [8]

W związku z powyższym, wprowadzanie na rynek technologii GMO jest jawnym łamaniem praw człowieka, Konstytucji RP, Kodeksu Karnego, Kodeksu Cywilnego oraz wielu praw międzynarodowych.


Jednocześnie należy oznajmić, iż osoby propagujące przeprowadzenie eksperymentu na tak wielką skalę i w sposób niekontrolowany, nawołują do popełnienia przestępstwa związanego z przeprowadzeniem eksperymentu naukowego, bez wiedzy osób, na których eksperyment ma zostać przeprowadzony.


http://maciejka.nowyekran.pl/post/59396,eksperyment-naukowy-kryptonim-gmo

http://pluszak.nowyekran.pl/post/22339,obywatelskie-zadanie-wstrzymania-glosowania-w-sprawie-ustawy-o-nasiennictwie

Złożyłem zeznania w tej sprawie.

Pawlak z Kargulem...

Jeszcze trochę a przyjdzie nam dochodzić swoich praw jak tytułowemu Pawlakowi... (jest u mnie jeszcze dwa granaty...)
Ostatnimi czasy stałem się dość wytrwałym czytelnikiem i oglądaczem poczynań redaktorów Nowego Ekranu, co poniżej widać|:
Z jednej strony medialna sieczka, a z drugiej zimny prysznic - magiel finansowy
Jak uwierzyć w niezawisłość sądu? - jawne-niejawne
Bo coś takiego jak honor to dla nich papier do d... i wcale nie żartem Król Julian rzecze: Hańba wam!
Tutaj jeszcze ciekawiej...

Wierzyć się w to nie chce, ale materiał nie kłamie...
PAN NIE JEST ZADOWOLONY...

The Boat That Rocked czyli Radio na fali

Jak pracuje rząd?

poniżej fragment spotkania ministerialnego..:
m – minister
u1- urzędnik 1
u2 - urzędnik2

m: Dzień dobry, dzień dobry. Siadajcie panowie. Rozgłośnie pirackie....Zapewniłem premiera, że zlikwidujemy je w ciągu roku.
U1: Jak pan zaraz zauważy, nie łamią istniejącego prawa.
M: To wkrótce się to zmieni,|panie...
u2: - Frederix.|
m: - Frederix. Dlatego jesteśmy w rządzie. Jeśli coś się nie podoba wymyśla się na to ustawę. Jeśli już o tym mówimy, panie...
u2:- Frederix.|
m:- Frederix.
U1: Tak..?
M: Powinniśmy wymyślić ustawę zabraniającą pańskiej fryzury.
U1 - Nie podoba się panu?
m: - Nikomu się nie podoba. Z wyjątkiem ślepców. I pewnie ci mijając pana odczuwają wstręt.
Ma pan dzień na włosy i 2 tygodnie na piratów. Do widzenia.

Jest to fragment dialogu (w wolnym tłumaczeniu) z filmu (na szczęście...) „The Boat That Rocked”.
Tylko dlaczego myślę że tak właśnie pracują nasi włodarze?
Powinno to Was zachęcić do samego filmu na który zapraszam...
Atu jak zwykle profesjonalniej...

PAN JEST ZADOWOLONY... Z FILMU...

środa, 19 września 2012

Czytanie „papieru”...


Jakże inaczej odbieram czytanie „prawdziwej” książki, przez kilka lat prawie odwykłem od zwykłej papierowej... I muszę przyznać że nawet zapach, specyficzny, książki kiedyś zawilgoconej odbiera się jako wcale znośny i „sentymentalny”? Może...

W ręce i przed oczy wszedł Aleksy Pokryszkin „Myśliwiec” wydana w 1949r nakładem Wydawnictwa „Prasa Wojskowa”.
Czyta się to dziwnie, choć ja wychowany jeszcze w dobie „kultu” partii i wojska, ale już nieco otrzaskany... Traktuję ją jako eksponat, i pamiątkę z |”okresu”.
Książka zainteresuje chyba tych, którzy interesują się lotnictwem, ale z pkt. widzenia „komunisty”, ideologa wręcz, oraz pilota. Autor skupia się na poznawaniu technik walki mysliwców z tamtego okresu, analiz, opisów i własnych dokonań – a to wszystko na przestrzeni II wojny światowej.
Dziś bawić będą archaizmy typu: „człowiek radziecki” czy opis jakże ważnego: „W tym czasie zaszło ważne zdarzenie w moim życiu osobistym. Wiosną czterdziestego drugiego roku zostałem przyjęty do partii. Rolę swoją, jako komunista, rozumiałem tak: dążyć wytrwale do tego, by zawsze być pierwszym w boju i nauce. Legitymację partyjną wręczano mi na lotnisku w pobliżu Krasnodonu.”
Taki to język... takie czasy... tylko wujek Stalin wciąż żywy... :)

PAN JEST ZADOWOLONY...

wtorek, 18 września 2012

Seansu filmowego przy niedzieli cd..

Tym razem nic z SF...
Na pierwszy ogień poszedł wygrzebany z pudła „Across the universe” - hmn... ale wizje były jednak fantastyczne...
Nie jestem fanem filmów tego typu, mówiąc szczerze nie potrafię nawet oglądać w „całości”, jak też i innych. Romansidło, jak romansidło, ale piosenki zaśpiewane fajnie i to mnie skusiło... zwłaszcza aranżacje
Poniżej dwa kadry ze scen finałowych... A sam film polecam, choćby dla muzyki i śpiewu ;)


„Notebook” - film przeleżał kilka lat, jakos nie miałem ochoty po recenzjach oglądać... Jednak wola ma słaba... i pułkownik trafił na ekran domowy. Z jednego jestem zadowolony, dobrze się stało że nie oglądałem tego filmu wtedy gdy się ukazał. Nie miałbym takiego dystansu, nie zrozumiałbym, i znając siebie, po kilku minutach odstawiłbym z powrotem na półkę.
Tym razem udało się, i poleciał w całości. Nie ma zamiaru streszczać i opisywać, każdy odbiera inaczej, dla mnie to była kwintesencja miłości i wierności „obietnicom”

„Róża” - może nie pułkownik, ale swoje odczekała. Film trudny, bo o czymś, o czym kiedyś się nie mówiło, bo krasnaja armia była nietykalna, a i temat mazurów i warmiaków do dziś bywa „niewyraźny”. Wielkiego halo nie było i nie będzie, a wartościowy to materiał bo „ludzki”.






KLIK I PROFESJONALNY OPIS...


„Stepy” lub Beyond the steppes – Film z 2010 który tez nie odbił się specjalnym echem wśród polskiej publiki. Może stoi za tym czas? Choć to dziwne, 1920 siedzi w „naszych” głowach, a II w. światowa jakby znikała z naszej świadomości... przyczyną może być patos komunistyczny, ta ilość filmów wojennych którymi nas raczono w jego dobie...
Stepy to sedno tego co przeżyły kobiety wygnane, ale nie tego co myślały...



„Drzwi” oryginalny tytuł „Az Ajto” - pozycja dla wszystkich uczących się „rozumieć” innych, akceptować... Oraz o tym jaka „miłość” może, czy powinna być...

KLIK I PROFESJONALNY OPIS...

Weekendowy przegląd PAN UZNAJE ZA UDANY I JEST ZADOWOLONY...

Wiedza zbyteczna... i „matura to bzdura”...

Od kilku lat mam wrażenie uwsteczniania się „młodzieży”, sam nie jestem wykształcony, mam jedynie tą maturę... którą to program „Matura to bzdura” ukazuje jako wielce zbyteczną... Obraz jaki pokazują nam, jest dla mnie zatrważający. Studenci/tki swą ignorancją, bezczelnością maskują niewiedzę PODSTAWOWĄ. Obracając się w środowisku ludzi „prostych”, po zawodówkach, podstawówkach, czasem technikach postanowiłem pokazać im kilka z tych programów. Faktem jest, ludzie ci nie mieli lat 18-25(na oko) jak Ci z programu... lecz 35-55 lat a na pytania padające w czasie programu w znakomitej większości odpowiadali już w trakcie czytania cytatów...
Zresztą na co dzień osoby te używają języka bez „przecinków” nadmiarowych, i błyskają co raz dowcipem wcale nie rynsztokowym.
Swego czasu czytałem o panu Fiszerze Franciszku, i jak zachwalany był jako niezrównany humorysta (WIĘCEJ TUTAJ), mnie się wydaje, że był to facet w dobrym miejscu i dobrym czasie... choć postawy jego chwalić nie mogę, bo z opisu wynika że trutniem był wielkiego kalibru, ja przy niem to gucio z pszczółki maji...
Innym przykładem, dla mnie pobudzającym okazał się portal zbyteczna.pl, poza bzdurami tam wypisywanymi, uśmiałem się sam z siebie... Wg. Mnie najstarszym drzewem polskim bo tak mnie uczono dawno temu miał być dąb „Bartek” a tu jak się okazuje, żyję w niewiedzy tyle lat... bo to cis Henrykowski jest najstarszym drzewem... Czy uważacie że to wiedza zbyteczna?

Jestem kiepski, nie walduś i nie ferdek, ale kiepski z pamięcią do dat, imion, nazwisk, języków... Ale moje „morale” bardzo się podniosło po wizycie znajomej z południa. Jakieś 2 lata temu poznałem panią, nomen omen nauczycielkę historii, przewodniczkę z zamiłowania i dodatkowego zarobku... Przyjechała do mej mieściny, bo ma taką wizję, by zjeździć ten kraj wzdłuż i wszerz... a rok temu padło na mnie ;> Odebrałem ich (ją i jej syna) z dworca, wsiedliśmy do samochodu i zapytałem tak pół żartem, czy ich d... nie boli po podróży, i jaką chcą trasę na nocleg... szybką czy widokową?
Koleżanka odparła że widokową, syn nie miał wyjścia, ja zresztą też... słowo się rzekło. Chcąc błysnąć pojechałem tempem spacerowym i zacząłem opowiadać co mijamy, jak to wyglądało dawniej... takie niby bzdury, ale opowiadałem to co zapamiętałem z gazet, książek, co mnie zaciekawiło w artykule z internetu...
Kiedy zajechaliśmy na „nocleg” po ok. godzinie (co i tak było naciągane, bo miasto kilkakrotnie wzdłuż i poprzek przejechałem – stare miasto...) koleżanka bardzo bezpośrednio zapytała mnie czy sobie z niej nie żartuję, i to co o mnie wie, to jakos jej nie pasuje do tego, jak ich obwiozłem po mieście... tzn. wie że jestem mechanik z wykształcenia, na ów czas zajmuję się hydrauliką i „budowlanką”, ale nijak jej nie pasuje to do „wiedzy” o moim mieście, i róznych ciekawostkach.
I to co mnie tak połechtało, to „nawet ja, jako przewodniczka zawodowa nie myślałam że można ciekawie i tyle opowiedzieć w czasie tak krótkiej jazdy...”
I teraz pada pytanie, choć nie specjalnie interesuje mnie historia, a tylko ciekawostki związane z moim miastem, regionem, to czy taka wiedza jest zbyteczna zważając na moją profesję?
To że prócz tego znam się na komputerach, potrafię sam naprawić monitor, odzyskać dane z uszkodzonego dysku, naprawić pralkę, samochód, wzmacniacz... to jest to wiedza zbyteczna?
Oraz to że wiem co nieco o trenach, kto i po co je napisał, pamiętam kawał Bogurodzicy, i co nieco z inwokacji – to jest to wiedza zbyteczna?

Spotkałem się niedawno z przytykiem dot. mojej znajomości angielskiego... słowo daję, dogadam się, „rencami i nogyma”, ale nie swobodnie... lecz jak się okazuje, w pewnym stanie ciała i ducha bywam poliglotą... czyżbym miał jakieś ukryte zahamowania? A może moje „ja” właśnie to traktuje jako wiedzę zbyteczną.. ;)

Co dawała "służba wojskowa" albo jej brak...

 Po przeczytaniu pewnego tekstu ad. 1956 naszły mnie myśli... (straszne, ja myślę?)
Co może dać wojsko? Niestety niewiele, albo i nic... A najbardziej pozwala znienawidzić mundur... i kadrę. Co jest dziś.. nie myślałem, ale co było 20 lat temu...
Nie będę się za mocno rozpisywał, ale pamiętam swoje etapy dorastania do znienawidzenia „armii” w miarę poznawania bezsensowności jej działania...
1. szkoła podst. etos żołnierza – każdy chciał być mundurowym,
2. szkołą zawodowa, stawałem na komisję i chciałem iść do armii... zdziwienie wywołała moja „wiedza” i to że to ja chcę do danej jednostki iść...(A1) – przydział do 2 pomorskiej ;>
3. technikum, kolejna komisja, „odroczenie ze wzgl. Na naukę...” - I tu chyba nastąpił punkt zwrotny w mej „chęci”, już nie byłem tak chętnie nastawiony do służby – był to czas pierwszych „przemian” i zaczynało się otwarcie mówić o przegięciach, o Katyniu, poza tym AK to już nie była wroga „jednostka”... ale nie to zadecydowało o mojej awersji „pierwszej”.
- upośledzony młody chłopak którego przyprowadził ojciec
- chłopak mniej więcej w moim wieku po jakiejś kuracji odchudzającej.
Pierwszy z bardzo widocznym zespołem Downa, widać że samo przebywanie wśród rozhukanej gawiedzi było dla niego udręką i siedział jak na szpilkach...wielu z nas się zastanawiało po kiego diabła takich „stawiają na komisję”... i o jakim „debilizmie” to świadczy (tych wzywających oczywiście), mimo że było nas tam kilkudziesięciu, to jakoś tak się ugadaliśmy, żeby tego ojca puścić bez kolejki... co oczywiście nie przeszło! Pan oficer na prośby ojca był nieugięty. Dzieciak był tak zdenerwowany, że po jakimś czasie zaczął zawodzić, krzyczeć... na co wyszedł kolejny „lekarz” kazał delikwenta uciszyć, ale po chwili o dziwo został wezwany na komisję. Co tragiczne, to nie chciano pozwolić wejść ojcu! Ale jak huknęliśmy to odpuścili, i wszedł ojciec z papierami... Dla nas było oczywiste, że „dzieciaka” na darmo męczyli. Ale komisja uznała kat. „D” (imho porażka systemu).
Drugi przypadek wchodził razem ze mną, wpuszczano nas po 3-5 chłopa, ten kolega przedłożył jakieś papiery i za chwilę został skierowany za parawan, za który biegiem polecieli wszyscy z komisji, tak się przepychali, że parawan został rozsunięty i ja miałem okazję „przypadek” podziwiać... Chłopak przed kuracją musiał ważyć z 200kg – teraz wyglądał troszkę grubiej ode mnie – tyle że po rozebraniu się, skóra z brzucha wisiała mu na kolanach, a z piersi na wysokości pępka. Odroczono go na 6 miesięcy (znowu porażka systemu), mimo wpisów w epikuryzie, co usłyszałem, bo czytano na głos: zakończenie leczenia przewidywane (!) za 24 miesiące..
4. Za namową ojca poszedłem pracować w jego byłej jednostce jako pracownik cywilny – zobaczyłem od podszewki jak wygląda „służba”...albo jak nie powinna wyglądać.
5. początek studiów, kolejna komisja – panowie w WKU patrzyli na mnie i zachowywali się jak bym był z innej planety... ich obcesowość i „kurwienie” (choć sam kląłem, ale nie publicznie) odstręczyło mnie na amen...
6. zmiana uczelni, porzucenie studiów i kolejna komisja – (tu dygresja, całe życie podlegałem pod lecznictwo wojskowe i część lekarzy znała mnie z „cywila”) wszedłem do wku o terminie i o czasie.., na dzień dobry usłyszałem mniej więcej: no kurwa, zjawił się lewus... i jakiś oficer (nazwiska nie pomnę) wypalił: no! S.... zapierdalamy w kamaszki! Już ja cie ustawie...
Tego było dla mnie za wiele, i coś tam odszczeknąłem, po czym dostałem skierowanie na komisję... i do dziś pamiętam też słowa przy wyjściu: a my już szykujemy papiery.. tam cię „naprostują”...
Poszedłem jak na ścięcie, zdrów byłem, tyle że niechętny mundurowi..
Lekarze okazali się „ludźmi”, kiedy wchodziłem na badania, co niektórym wyrywało się: Gdzie się ładujesz? Komisja...(w domyśle pierwsi są przyjmowani i bez kolejki). Na co machałem arkuszem i byłem „przyjęty”, dobrze trafiłem, jeden z pierwszych zapytał mnie bezpośrednio: Chcesz iść?
Co miałem odpowiedzieć? - nie! - i co ja ci tu wpisze?
Zaczęły się wpisy chorób... i kolejne wizyty, panowie tylko kiwali głowami, pytali o bzdury i wpisywali coś sami... na koniec psycholog (psychiatra), nie świrowałem i nie wymyślałem, bo i po co. Pamiętam tylko że czekałem najdłużej na papiery, wszyscy dostali decyzje i poszli do wku, a ja.. czekałem... gdzieś po godzinie wyszedł przewodniczący i wręczył mi dokumenty.
Z decyzji dowiedziałem się że cierpię chyba na 8 paragrafów, m.in.: zwyrodnienie stawów kolanowych (prawda), otyłość wrodzoną (gdyby nie moje obżarstwo, to nie byłoby), oraz jeszcze jakieś nie znane mi inne. Ale co najważniejsze, dowiedziałem się o przepisie który ode mnie oddalił mundur... mianowicie ta otyłość wrodzona ! Brano chłopaków „szerszych” dwukrotnie ode mnie, a mnie wpisali że się nie nadaję... kategoria „D” - niezdolny do służby wojskowej w czasie pokoju.
(system zawiódł) Tylko ja się dowiedziałem, że ś.p. Ojciec mój, miał na pieńku z wcześniej wspomnianym „oficerem” z wku...
Na koniec zaznaczyć wypada, tym co nie wywnioskowali do tych pór, tatko był podoficerem LWP/WP, a w czasie kiedy stawałem na komisję pierwszy raz był już na rencie.
I na swoje pytania z początku tekstu nie odpowiedziałem...

poniedziałek, 17 września 2012

Czy coś się zmieniło?

Najtrudniej było ludziom inteligentnym, rodowitym mieszkańcom Moskwy, wychowanym po dawnemu. Nie byli w stanie zniżyć się do poziomu kuchennych swarów, do codziennej walki o przestrzeń życiową, zresztą nie byli do tego przyzwyczajeni. Wychowanie wymagało od nich ustępliwości, zgodności, uprzejmości, a życie powszednie - walki. Ten problem, jeśli go uogólnić, najwyraźniej stał się jednym z kluczowych w naszym wieku. Inteligencja i uprzejmość stały się niezdolne do rywalizacji z chamstwem, podłością i ordynarną przemocą. Co im przeciwstawić? Stosować te same środki? Ale wówczas następuje wewnętrzne zwyrodnienie i obie strony przestają się czymkolwiek różnić. Pozostać sobą? Wówczas następuje fizyczne unicestwienie. Czy aby nie ten sam problem odczuwają społeczeństwa zachodnie, gdy próbują przeciwstawić się komunizmowi lub wewnętrznym ruchom terrorystycznym? ”

To fragment opowiadania Władimira Bukowskiego „I powraca wiatr...” - tak, wyrwany z kontekstu, ale jakże odzwierciedlający stan życia dziś, a napisany o czasie, chwilę po II wojnie światowej. I dziś widzimy jak jednostki wybitne wtłaczane są w sztampę szarości, wybitne ale ciche i spokojne, bez łokci... stają się „szarakami” i przemijają niezauważone...

PAN JEST ZASMUCONY...

Co nieco o odwadze, i korzystaniu z tzw. chwili... Po śmierci Stalina cytat jw. z |Bukowskiego:
Nie wierzyłem też tym, którzy się bali. Zbyt wysokie rangi uzyskali za swój strach. Można ze strachu przemilczeć, można uciec lub skryć się, można wreszcie potakiwać temu, kogo się boisz, lecz któż ich zmuszał, by komponowali ody i chorały, by rwali się do funkcji generałów i członków KC? Ze strachu nie otrzymuje się Nagród Stalinowskich i nie buduje się willi. Opowiadano, że w trakcie zjazdu ktoś przesłał karteczkę do Chruszczowa: "A gdzież wy wówczas byliście?". Ponoć Chruszczow zapytał po przeczytaniu: "Kto to napisał? Proszę wstać!". Nikt, rzecz jasna, nie wstał. "A więc - powiedział Chruszczow - byłem tam właśnie, gdzie wy jesteście w tej chwili". Wielu ludziom podobała się ta odpowiedź, wydawała się przekonująca, ja zaś pogardzałem nimi obydwoma: i Chruszczowem, i autorem karteczki. Obaj oni, znając prawdę, nie mieli na tyle śmiałości, by otwarcie ją wyznać. Ale też obaj mogli nie znajdować się tam, gdzie wymagana była śmiałość, nikt nie zmuszał ich, by byli na tej sali, w pobliżu władzy.”

Co tu dodać? Górnolotnie... władza to służba, ludziom, krajowi.... a na końcu sobie ;> Póki co jest odwrotnie...

PAN JEST ZAŻENOWANY...

niedziela, 16 września 2012

Czy czytanie to też choroba ciekawskich i płytkich?

Jakżeby inaczej... kontynuacja czytania zasobów niniwa2.cba.pl niby sprzed lat kilku, ale czy coś się zmieniło? Tylko nazwy programów i tytuły seriali, oraz „persony”.. choć nie wszystkie.

Polityka - 2006-09-16
Fragment tekstu Edyty Gietki – Celebryci:
Werczyński: - Jak się prosi Stuhra, Jandę czy Gajosa, żeby poprowadzili jakiś event za kilkadziesiąt tysięcy, odmawiają, bo mają próbę w teatrze za 500 zł. To nie ta branża.
Pewnie też dlatego tacy jak Marek Kondrat są lepszą twarzą banków niż eventów. Kondrat od siedmiu lat współpracuje ze spółkami ING: - Wkroczyłem w ten nowy medialny świat w późnym wieku, po mnie nikt nie spodziewa się fajerwerków. To nie jest kraj, w którym człowiek, który przekroczy czterdziestkę, cokolwiek znaczy. Czytam jak sensację, że ktoś się połączył, inni nie są już razem, ja nie wiem, kto to jest, ale widać większość wie. Ten nowy świat przyniósł im nowy rodzaj oferty - wszystko ma cenę. To korzystają z tego, a prasa przysparza im punktów, o których myślą, że to punkty dodatnie.
Kondrat powiada, że jego świat znika ze swoim obyczajem, monolityczny, nudny. - Nie bazują na mnie tabloidy, ale bazują firmy ubezpieczeniowe i poczytuję sobie za sukces, że nie mieszczę się w nowym świecie. Na chwilę zainteresowano się moją aktywnością finansową, że jakoby kupiłem hotel w Sopocie i pałac w pobliżu. Ale nie wchodzę w utarczki w myśl zasady - polemika powoduje prolongatę tematu...”

sobota, 15 września 2012

czytanie i czytanie...

Czy temat alkoholu już był?...
"Popularna jest Metaxa (uwaga: Polacy nagminnie wymawiają x jako ks, a nie, poprawnie, jak h). To podwójnie destylowany trunek z greckich odmian winogron o lekko słodkawym posmaku, przyprawiany wywarem z płatków róży. Ciekawy i raczej kobiecy. "

Uczmy się języków!
PAN JEST ZADOWOLONY! Od dziś będzie mówił: metaHa!

Apokryf przypisywany Mickiewiczowi, erotyk!...
SPOTKANIE SIĘ PANA TADEUSZA Z TELIMENĄ W ŚWIĄTYNI DUMANIA I ZGODA UŁATWIONA ZA POŚREDNICTWEM MRÓWEK
Tak i Tadeusz ciągnął za sobą zgryzoty,
Suwając się przez rowy i skacząc przez płoty
Bez celu i bez drogi. Aż niemało czasu
Nabłąkawszy się, w końcu wszedł w głębinę lasu
I trafił, czy umyślnie, czyli też przypadkiem,
Na wzgórek, co był wczora szczęścia jego świadkiem,
Gdzie dostał ów bilecik, zadatek kochania,
Miejsce, jak wiemy, zwane Świątynią Dumania.
Gdy okiem wkoło rzuca, postrzega: to ona!
Telimena, samotna, w myślach pogrążona,
Od wczorajszej postacią i strojem odmienna,
W bieliźnie, na kamieniu, sama jak kamienna;
Twarz schyloną w otwarte utuliła dłonie,
Choć nie słyszysz szlochania, znać, że we łzach tonie.
Daremnie broniło się serce Tadeusza:
Ulitował się, uczuł, że go żal porusza,
Długo poglądał niemy, ukryty za drzewem.
Na koniec westchnął i rzekł sam do siebie z gniewem:
"Głupi! cóż ona winna, że się ja pomylił!".
Więc z wolna głowę ku niej zza drzewa wychylił.
Gdy nagle Telimena zrywa się z siedzenia,
Rzuca się w prawo, w lewo, skacze skroś strumienia,
Rozkrzyżowana, z włosem rozpuszczonym, blada,
Pędzi w las, podskakuje, przyklęka, upada
I nie mogąc już powstać, kręci się po darni,
Widać z jej ruchów, w jakiej strasznej jest męczarni;
Chwyta się za pierś, szyję, za stopy, kolana;
Skoczył Tadeusz myśląc, że jest pomieszana
Lub ma wielką chorobę. Lecz z innej przyczyny
Pochodziły te ruchy.
U bliskiej brzeziny
Było wielkie mrowisko, owad gospodarny
Snuł się wkoło po trawie, ruchawy i czarny;
Nie wiedzieć, czy z potrzeby, czy z upodobania,
Lubił szczególnie zwiedzać Świątynię Dumania;
Od stołecznego wzgórka aż po źródła brzegi
Wydeptał drogę, którą wiódł swoje szeregi.
Nieszczęściem Telimena siedziała śród dróżki;
Mrówki, znęcone blaskiem bieluchnej pończoszki,
Wbiegły, gęsto zaczęły łaskotać i kąsać,
Telimena musiała uciekać, otrząsać,
Na koniec na murawie siąść i owad łowić.
Nie mógł jej swej pomocy Tadeusz odmówić.
Oczyszczając sukienkę, aż do nóg się zniżył,
Usta trafem ku skroniom Telimeny zbliżył...
"Co pan robi? Nie można! niech pan mrówki łowi!
Panowie tylko prosić są zawsze gotowi,
A mnie tu mrówki gryzą". "Gdzie?". "Koło kolana".
Tadeusz ręką sięgnął - już mrówka złapana.
"Czy jeszcze?". "Pan się pyta, a mrówki zuchwałe
Coraz to wyżej idą!". Za pończoszki białe
Sięgać musiał tym razem bohater szczęśliwy.
Ze jednak krew nie woda, majtki nie pokrzywy,
Tadeusz sięgnął głębiej, gdzie w cieniu ukryte
Rosną wstydliwe włosy w pierścienie spowite.
Telimena syknąwszy padła na murawę.
Tadeusz, porzuciwszy na mrówki obławę,
Otoczył ją ramieniem, ku sobie przycisnął.
Ogień tajemnych pragnień w oczach jego błysnął,
Ustami ust jej szukał - znalazłszy, w zapale
Rozpalonymi wargi miażdżył je zuchwale.
Telimena na razie, śmiałością zdumiona,
Odepchnąć chciała młodzieńca ramiona,
Sił jednak i oddechu w piersiach jej nie stało:
Dreszcz rozkoszy znienacka objął całe ciało,
Ubezwładnił jej członki, rzucił krew do twarzy.
A widząc, że Tadeusz na wszystko się waży,
Uległa. Lecz, że wiele doświadczenia miała:
"Ach! jeszcze kto zobaczy" - z cicha wyszeptała.
I spłoszona a drżąca, na wpół pomieszana,
Między omdlałe nogi wpuściła młodziana,
Odrzuciwszy falbany jednym śmiałym ruchem.
Jak klin, kiedy go z wierzchu uderzą obuchem,
Tak wbił się pan Tadeusz bez pomocy ręki
W ukryte w cieniu spódnic Telimeny wdzięki;
A czując, że jej piersi wznoszą się jak fala,
Wzrok namiętny krew młodą w żyłach mu rozpala;
Nie cofa się, lecz dąży bez zastanowienia
Do miejsca, które zwie się szałem zapomnienia.
Jak klacz, kiedy jej jeździec wbije w bok ostrogę,
Nagle rzuca się naprzód bez względu na drogę,
Tak też i Telimena, jak ostrogą spięta,
Rzuciła naprzód ciałem, a białe rączęta
Wokoło Tadeusza owinęła szyi,
Równocześnie jej nogi, jak pierścienie żmii,
Skrępowały młodziana tak, że się zdawało,
Iż razem obydwoje jedno tworzą ciało.
Pan Tadeusz był młody, zdrów i wytrzymały,
Przy tym zbyt wypoczęty, więc swoje zapały
Z rozkoszą w Telimenie utopić był gotów;
A że przyszedł do tego prawie bez kłopotów,
Nie poskąpił też za to ochoty i siły.
Więc go też jej rączęta jak węże spowiły
I pulchne białe nogi ścisnęły jak kleszcze,
Usta zaś wyszeptały: "Tadeuszu, jeszcze!"
Zaczął się nad nią znęcać jak kogut nad kurą,
Lecz mu po małej chwili oczy zaszły chmurą,
Oddechu brakło w piersiach, więc zrezygnowany,
Dając raz jeszcze nurka pomiędzy falbany,
Zmęczony, na miękkim Telimeny łonie
Legł, skrywszy na jej piersi rozpalone skronie.
Telimena, widząc to, nie zrezygnowała,
A że prócz doświadczenia spryt i rozum miała,
Zatem drażniąc ustami Tadeusza wargi,
Szepnęła pieszczotliwie kilka słówek skargi:
"Wszak to było dla ciebie, a co dla mnie będzie?"
I mając swoje chuci jedynie na względzie,
Jęła go palić wzrokiem, uśmiechem czarować,
Wodzić ręką po ciele, namiętnie całować,
Wpiła w niego swe wargi, na koniec zemdlona
Przycisnęła namiętnie młodzieńca do łona.
Poznał tedy Tadeusz, z kim ma do czynienia,
Co znaczy dobra szkoła obok doświadczenia.
Już mu teraz pomogła własnymi rękami,
Własnym ciałem - prócz tego czułymi słówkami
Błagała, by rozkoszy nie popsuł pośpiechem;
"Bo przecież noc nie zając - mówiła z uśmiechem -
Nie ucieknie! Wszak prawda, ty moje kochanie?"
Jakże to nie być czułym na takie wezwanie!
Jak Moskal, gdy zagrają "Boże caria chrani",
Tak rzucił się Tadeusz. Telimena w dani
Powtórną niosła z młodzieńczej ochoty ofiarę.
Gdyby się teraz hrabia zjawił na chwil parę,
Miałżeby co szkicować: Ponad spódnic zwoje
Sterczało rozdzielonych białych kolan dwoje;
Niżej, w falban, koronek napiętrzonej górze,
Nurza się pan Tadeusz niby w białej chmurze,
Pod nim się Telimena zadyszana wije,
Włos rozwiany, w nieładzie w murawie się kryje.
Pierwszy powstał Tadeusz, wnet ubiór poprawił,
Przez chwilę jeszcze oko Telimeny bawił,
Która leżąc omdlała i z sił wyczerpana,
Ledwo z jego pomocą wstała na kolana.
Wnet poprawiła włosy, wstążki i falbany,
A widząc, że Tadeusz nieco zadumany,
W te do niego bez gniewu ozwała się słowa:
"Sądzę, że w tajemnicy wszystko pan zachowa.
Zwłaszcza że i czyn pański był nieco zuchwały.
Mówię to nie dlatego, by prawić morały,
Lecz postąpić w ten sposób z kobietą uczciwą,
Może nieco zalotną, czułą i wrażliwą,
Korzystać z jej niemocy, wyzyskać jej słabość,
To niegodne, mój panie!... Jednak wiek twój młody,
Dzień gorący i mrówki, które do swobody
Szerokie dały pole, biorąc pod uwagę,
Przebaczam... Cóż mam robić?... Kto taką odwagę
Wobec damy okazał, jak pan to uczynił,
Ten tylko w jej oczach zyskał, nie zawinił".
Kiedy ją Tadeusz ścisnął za kolana,
Grożąc palcem, wyrzekła: "Oj, łotrzyk z waćpana!".



PAN JEST ZADOWOLONY! - nie ma to jak seks bez zobowiązań i finansów ;)

Po raz drugi ze znienawidzonej gazety.. (czyżby uwikłanie w dziwne tendencje...)
Niesamowity tekst, reportaż o Wiktorze Żwikiewiczu... porażający moje zmysły przykład „upadku” związanego z „przekształceniami systemowymi” - najbardziej przemawiający fragment, mówiący o inflacji i jej skutkach, może dlatego, że i ja je odczułem na własnej skórze... Przykład tego, jak „myślących” nie o „ekonomii” ludzi można stłamsić i sprowadzić na dno egzystencji... A mimo to są szczęśliwi w swych małych „tragediach i tęsknotach”...


PAN NIE JEST ZADOWOLONY... - ALE TRUDNO MU ZWERBALIZOWAĆ PRZYCZYNy...

Ups... nadal GW.. stare, ale... tym razem 2010-04-24 materiał jak zwykle ze skarbnicy niniwy... którą ostatnio się zaczytuję... całość TUTAJ
Ze swojej strony zaznaczyć mogę jedynie najważniejszy punkt: "Regulamin lotów sił zbrojnych" wyraźnie mówi, że na pokładzie samolotu "decyzjom pilota muszą się podporządkować wszyscy, niezależnie od ich stopnia wojskowego i statusu".
Ciekawym jest, że żaden z „oponentów” nie widzi kilku „najważniejszych” z punktu widzenia pilota argumentów! Jakież zaślepienie i żądza władzy (w tym przypadku KRWI – na szczęście nie przelanej), a w końcowym rozrachunku ignorancji i głupoty osób „żądających” ukarania pilota.
Może przytoczę najważniejsze:
1. Plan lotu zagranicsznego to rzecz Święta! (wyznaczone korytarze, lotniska, ich przygotowanie i ochrona)
2. Zmiana trasy i lotniska w tym przypadku groziłaby wręcz zestrzeleniem samolotu! (podany podstawowy argument:”Kpt. Pietruczuk argumentuje, że nie ma zgody dyplomatycznej na przelot do Tbilisi, obszar powietrzny Gruzji jest objęty działaniami wojennymi, samolot nie ma systemu rozpoznania SWÓJ-OBCY kompatybilnego z takimi systemami w samolotach rosyjskich, z którymi nie można też nawiązać łączności radiowej, bo pracują na innych częstotliwościach.
3. Nikt z oskarżycieli nie zdawał i chyba nie zdaje sobie sprawy z przepisów i implikacji związanych ze zmianą takiego przelotu!
4. Dlaczego L. Kaczyńskiemu tak zależało na locie do Tbilisi? Czyżby chciał jak Sarkozy wylądować w „dymach” i gruzach by stać się bardziej „medialnym”? I Jakimż to „odważnym”?
5. Co się nie udało wtedy, udało się pod Smoleńskiem... (taka moja dygresja...)
Poza dysputą.. każdego kto zetknął się z żeglowaniem nie dziwi: „najpierw kapitan, potem cała reszta|”, czy: „Kapitan jest pierwszy po Bogu..”.
Prowadząc kursy dla żeglarzy zetknąłem się z oporem, ale wyjaśniając kursantom dlaczego tak jest, przyjmowali te powiedzenia ze zrozumieniem i stosowali się do nich, wiedząc że w pewnych warunkach ich zdrowie (życie) zależy od dobrego, czytaj doświadczonego „sternika”, kapitana!

PAN JEST ZADOWOLONY z pilota!

piątek, 14 września 2012

nocne czytanie za dnia...

Oszustwa i krętactwa...
Donald Tusk nie schodzi z pierwszych stron gazet i portali, co to za człowiek? Co popchnęło go i nadal pcha do takiego zakłamania, obłudy? Ludzie są w stanie wybaczyć potknięcia, a nawet wywrotki, lecz wchodząc „na salony” (czyt. będąc u władzy) trzeba już nie tylko nie potykac się, ale i na padające słowa uważać – bo mogą one być groźniejsze od skórki banana na której można się „przejechać”.
A tu nam na donalda taki „paszkwil” wyciągają.. ;\) (TUTAJ DO POCZYTANIA)

Chyba większość z nas wyznaje zasadę smutnej prawdy, niźli pieknego kłamstwa...

PAN NIE JEST ZADOWOLONY... a OSKAR WILDE powiedział :
"Kłamstwo nie staje się prawdą dlatego,że wierzy w nie więcej osób"

Bardzo spodobał mi się fragment (TEGO) artykułu brzmiący:
„Dzisiaj, gdy Solidarność działa na rzecz demokratycznych obyczajów i procedur (Komisja Trójstronna, dialog społeczny, konsultacje, presja opinii publicznej, strajki, pikiety i demonstracje) natychmiast wracają oskarżenia o ambicje polityczne. Działacze związkowi ośmielają się mówić o kandydowaniu do sejmu? Skandal, to wolno tylko „ludziom biznesu”, a nie związkowcom…

Jak to się stało, że związek zawodowy, który był kluczowym aktorem zmiany społecznej na rzecz demokracji, wolnego rynku i suwerennego państwa, jest dzisiaj traktowany jak balast i wielki hamulcowy, i to nie tylko przez jego przeciwników, lecz także przez dawnego przywódcę, czyli Lecha Wałęsę? „

Kto tak to widzi? Moim skromnym zdaniem „elyta” rządzących, czy też będących u steru, a wolne związki, Solidarność nadal jest dla nich zagrożeniem.. bo wyrosła na dobrym gruncie? I dziś zacszyna rozumieć jak należy uderzać?

Oraz jeden z komentarzy (w całości nie poprawiany): CZAS NA ZMIANĘ RZĄDU I ROZLICZENIE TUSKA !
W Polsce rządzi elita byłej Solidarności , oraz komunistyczne dinozaury . To oni (okrągłostołowi) dogadali się i rządzą niepodzielnie od początku transformacji . Na krótko PIS objął władzę , która zagrażała egzystencji elitą Solidarności i ludziom dawnego komunistycznego systemu . Należało szybko odebrać władzę Jarosławowi Kaczyńskiemu i wbić w głowę obywatela , że nie ma innej alternatywy jak liberalne rządy PO z Tuskiem na czele . Celem nadrzędnym Tuska , było zawłaszczenie wszystkich struktur państwa i instytucji , obsadzając wszystkie stanowiska swoimi ludźmi , od sprzątaczki do ministra . Najgorsze jest to , że niezlustrowany Wymiar Sprawiedliwości jest pod iruzdykcją PO i Tuska . Pracują w nim niezlustrowani sędziowie , którzy wydawali wyroki za czasów komuny . Niebywałą rolę odgrywają zawłaszczone media publiczne popierające rząd i krytykując opozycję . Prywatne stacje telewizyjne , również wspierają rząd Tuska , a ich dziennikarscy funkcjonariusze bez opamiętania szydzą z jedynej partii opozycyjnej PIS . Teraz widać jak na dłoni , że Państwo Tuska nie spełnia kryteriów demokratycznego państwa prawa . Bliżej nam do Białorusi . Tusk stał się reżimowym przywódcą , dla którego raz zdobyta władza musi trwać wiecznie . Za pomocą wspierających go mediów systematycznie okłamuje naród . Polska stała się krajem mafijnym , w którym tylko elitą władzy żyje się lepiej . Obudź się Polsko !
JORUNIEK () 07/09/2012 - 07:43.

Wiele w tych wypowiedziach racji i PAN JEST ZADOWOLONY że są jeszcze ludzie myślący, choć może bardziej drastycznie niż on sam...

Kolejna wypowiedź która leje „miód” na me spragnione krwi wroga serce...
(poniżej cytat z artykułu| „Psychicznie uwikłani”)
„Tych, którzy z ramienia Platformy i firmowanego przez nią układu sprawują funkcje publiczne; i tych, którzy z rządów PO czerpią realne korzyści – a więc całej rzeszy stołecznych i prowincjonalnych Zbychów i Sobiesiaków. Oni prawdopodobnie czują się już odrębną od ogółu społeczeństwa klasą, swoistym plemieniem nadludzi, które uprawia w Polsce politykę podboju wewnętrznego. Polega on na zajmowaniu wszelkich możliwych ośrodków władzy w państwie po to, żeby przechwytywać do własnej dyspozycji środki publiczne i uwłaszczać się na majątku narodowym. Resztę obywateli, której kosztem się to odbywa, traktuje się tym samym jak plemię podbite i stopniowo sprowadza do roli niewolników we własnym kraju.

Przytłaczająca większość Polaków, która w III RP spychana jest na te pozycje, ponosi wszystkie koszty powstawania nowej klasy panów i właścicieli. Większość ta jest w tym procesie nie tylko wywłaszczana i pozbawiana praw, ale także metodycznie odzierana z godności (starzy, niewykształceni, moherowi etc.). I właśnie tu zaczyna się mechanizm psychicznego uwikłania. Każdy bowiem dorosły Polak staje przed koniecznością wyboru: zostania „moherem", czyli człowiekiem odartym w III RP z całego prestiżu, albo przyjęcia ideologii plemienia zdobywców, wymagającej głośnego manifestowania pogardy dla podbitego „ludu pisowskiego" i nienawiści do jego przywódców. A za taką postawę jest nagroda: zdobywcy mogą uczynić kogoś takiego swoim klientem: przyjąć do pracy, zakwalifikować do czegoś atrakcyjnego, pozwolić posmakować jakichś okruchów z pańskiego stołu.”

Co zrobić z myślą, że to o mnie jest?

PAN NIE JEST ZADOWOLONY....

Polecam artykuł z gazety nielubianej przeze mnie, ale tu wyjątek stanowi regułę ;)

czwartek, 13 września 2012

nocne czytanie cd..

Już miałem nadzieję na odpoczynek, ale pokusiło mnie... tak parę stron.. przed snem...
Znaleziska we Wiśle - chyba się usmiałem co nieco, kilka osób brodzi w wodzie do kolan, jakieś skorupy dźwigną do zdjęcia... a i tak zabraknie pieniędzy na konserwację, i co by nie zapomnieć wstawienie znalezionych elementów na miejsce, o ile wiadomo gdzie je wstawić...
Swoją drogą... Wisła przez wiele lat była rzeką spławną, a teraz taki spadek? nikt mi nie powie, że to od braku pogłębiania...  świadczy to tylko o tym że woda się nam KOŃCZY!

Chyba tylko Kubica wie jak "wracać" - czy ktoś pamięta takiego osobnika jak Niki Lauda? To był twardziel!

Kiedyś śmiano się... że Polska w niedługim czasie będzie drugą Turcją (chodziło o handelek, stragany i ogólnie kraj handlem żyjący, bez produkcji jako takiej) - chyba wchodzimy na ten kurs... tylko rozwinięty! MARKIETANKOWY ;) - biedronki, ołszany, teska sreska...

Popieramy? czy wy miłościwie panujący z błędnego wyboru popieracie? bo to różnica... Ja nie lubię i nie chcę by ktokolwiek zaglądał do mojego konta, portfela, domu, samochodu itp BEZ MOJEGO PRZYZWOLENIA!

finroyal - czy amber..? kto na tym lepiej wyjdzie? bo na pewno nie Ci co w nich zainwestowali... a tu jeszcze czytam ci ja... o panu |Marcinie P. - kot? na 4 łapy spada?  To nawet ironią chyba nie jest...
ciekawie napisane słowa... co ma donaldinio do ambergolda

Tego to się chyba nawet hitler nie spodziewał, że po tylu latach niemiec będzie decydował o losach europy...
niemiecki trybunał zadecydował... za mnie?

Ci to wiedzą jak się ustawić... Nasz wspaniały sojusznik ma 48h na podjęcie decyzji w razie "W", a my mamy 24h na dotarcie w miejsce konfliktu na "jego" wezwanie (trochę przeinaczyłem bo to o nato biega, ale to pod jedną kreską...)

Btw. czy my mamy jeszcze jakąś "armię"? no w sensie siły bojowej? Trochę na nowym ekranie i trochę tutaj u bankiera.
Za Wiki czytamy: "Wg. stanu z 2006 roku SZ RP posiada(ły) 2,257,500 sztuk broni palnej(suma wszystkiego, wliczono także karabiny wyprodukowane w okresie II wojny światowej‎)[11].
Czy ktoś może mnie prostaczka oświecić na cholerę nam broń z II w światowej? (rozumiem muzeum, filmy).. ale w magazynach wojskowych, 60 lat po...

PAN NIE JEST ZADOWOLONY...