niedziela, 10 lutego 2013

wiedza nie-zbyteczna...

Dziś będzie wykład o prawie jazdy i pieszych... m.in.

Zalewani oceanem dezinformacji stajemy się ogłupiałym tłumem.
Poniżej zdania będą długie, wymagające myślenia, rozumienia oraz wysokiej tolerancji na samego siebie oraz mnie.
Nie umiemy, i nie chce nam się czytać ze zrozumieniem, a co gorsza, nie potrafimy samodzielnie wyciągać prawidłowych wniosków (bo te złe podawane nam są niejako "na patelni" - jako konkluzja wypowiedzi...).
Stykając się z ludźmi młodszymi, pokoleniem 20-35 latków zauważyłem tendencje do czegoś co kiedys nazywalismy "zzz" - zakuć, zdać, zapomnieć - i jest to straszne, choćby na prostym przykładzie nauki przepisów ruchu drogowego do egzaminu na prawo jazdy. Kursańci nie uczą się prawidłowego reagowania na określony znak drogowy, czy sytuację na drodze, a wykuwają bez zrozumienia formułki oraz pytania i odpowiedzi zawarte w testach egzaminacyjnych. Prowadzi to najprostszą drogą do tego, że ludzie ci, zdają egzaminy, ale później na drodze, stanowią zagrożenie dla siebie jak i nas - bo mimo znajomości tych przepisów nie są w stanie ich zrozumieć i zastosować.

Przykładem z "ruchu drogowego" na pozór błachym, a to na dziś MOIM ZDANIEM jeden z największych błędów popełnionych przez media, a potem interpretowany i "weszły" w życie jako przepis - tragiczny błąd legislacyjny...

Proszę zwrócić uwage na zapis: "Pierwszeństwo ma pieszy NA pasach..." i to "NA" jest tu czynnikiem najważniejszym.
Zapytacie w czym widzę problem? Ano widzę... Nauka u podstaw!
Będąc małym dzieckiem jak nas się uczy przechodzic przez jezdnię, ulicę? Ano: podchodzę do przejścia... "PATRZĘ W LEWO, PATRZĘ W PRAWO, JESLI NIC NIE JEDZIE, JESZCZE RAZ ZERKAM W LEWO jesli nic nadal nie jedzie IDĘ, A PRZECHODZĄC PATRZĘ W PRAWO CZY NIC NIE NADJEŻDŻA..."    Tak?
CZYLI KTO MA PIERWSZEŃSTWO!? Ja pieszy?, czy auto na drodze?
I jak się to ma do tego co poniżej?
Debilizm mamy na co dzień i jaką sieczką informacyjną prowadzącą do samobójstwa komunikacyjnego nas karmią?
I tu trzeba się wykazać znajomościa czytania ze zrozumieniem!
"Pieszy MA PIERWSZEŃSTWO na pasach" - inaczej brzmi niż poprzedni zapis? Doprowadzilismy do tego, że ludzie nie czytają do końca, powszechna przwara każdego z nas... ile mamy spraw o klauzule w umowach.. pisane maczkiem, na samym dole... jakie to słynne i oklepane.. prawada? Ale tu mamy przykład tak naprawdę tylko jednego zdania! Gdzie widzimy (chcemy widzieć) DLA NAS WAŻNĄ PIERWSZĄ CZĘŚĆ! Bo druga... hmn... po co myśleć? po co czytać? Skoro jakis prawnik filolog zrobił to za nas i zarobił na tym...

A odpowiedź prawidłowa jest prosta - patrząc z punktu naszego życia i zdrowia. Samochód nie zatrzyma się na zawołanie, i nie stanie w miejscu! Praktycznie każdą konfrontację auto-pieszy przegra ten drugi! i co ważniejsze, droga dla samochodów to droga ruchu szybkiego - pieszy z natury jest wolniejszy. To co zrobilismy z tym przepisem - jest zaprzeczeniem naturze i w związku z tym mamy więcej kolizji z udziałem pieszych (to moja pbesrwacja jako kierowcy i pieszego zarazem - wystarczy popatrzeć na ruchliwsze skrzyżowania miejskie bez sygnalizacji świetlnej - drobne stłuczki z pieszymi wymuszającymi, z autami które w nas stukają, bo gwałtownie hamujemy przed pieszym/i... KTÓRZY WTARGNĘLI NA PRZEJŚCIE!). W naturze silniejszy, większy ma zawsze pierwszeństwo, słabszym moze tylko pobłażać... tego nie zmienimy.

Dlatego słowa:"NA" pasach - prawidłowo ROZUMIANE obliguje kierowcę do zachowania szczególnej ostrozności, jeśli widzi on pieszego "NA" pasach, oraz przepuszczenia pieszego mającego pierwszeństwo "NA" pasach ;). A nie zatrzymywania się się przed przejściem i przepuszczanie pieszego...STOJACEGO NA CHODNIKU LUB DOCHODZĄCEGO DO PRZEJŚCIA! (iMHO wyjatek stanowić może tzw. pusta droga - nam się nie spieszy, innych aut za nami nie ma..., grzecznosc kierowcy).

Mnie tak kiedys uczono i uważam że było to bardzo prawidłowe i dobre - dobre dla mnie jako człowieka.

NIESTETY JEST ODWROTNIE!

Pieszy ma mysleć o tym co robi!
Kierowca ma myśleć i za siebie i za pieszego! - co tego pierwszego nie zwalnia z "myślenia"!

czytając co jakiś czas rożniste relacje "z wypadków" przyzwyczajamy się do kolejnego absurda i auta zatrzymuja sie przed przejściem dla pieszych (zwłaszcza "L"-ki i młodzi-nowi adepci prawa jazdy), na które to przejscie piechór dopiero dochodzi (a uczony tak jak ja, zatrzyma sie, zerknie w lewo, prawo...), i kierowcy ci przepuszczają "jednego" słownie! pieszego, jednocześnie zatrzymując kilka (sic!) aut jadących za tą "elką". A potem dziwimy się korkom w  miastach... albo stłuczkom przy skrzyżowaniach i przejsciach dla pieszych... ZA TO MAMY PRZEPISOWO (SIC!), I NIBY GRZECZNIE... ale jak znam życie, kierowca w duchu "chuje śle" - bo jak by nie było dziś wszystkim się śpieszy..., a ja jako pieszy nauczony "starych dobrych przepisów" tez mam stres, bo kierowca widzę mine ma nietęgą... i niby grzecznie sobie machając ręką w pozdrowieniu... - wzajemnie sieę"stresujemy w duchu" przepisowości...

I na byle czym zrobil sie słowotok który i tak nic nie zmieni poza humorem... wbrew pozorom piszacy te slowa poprawil sobie wylewajac łzy na bajty... choc w ogóle to PAN NIE JEST ZADOWOLONY... ;)

piątek, 8 lutego 2013

Wiedza zbyteczna - kontynuacja.

Zacznę od pytania. Czy są jakieś granice absurdu, zidiocenia? Czy wszystko mozna wytłumaczyć "potrzebą" ZYSKU....
"Żyjemy w trudnych czasach - epoce zmniejszającego się czytelnictwa i nieustannego ogłupiania ludzi przez media. Wiele osób opinie i światopogląd pań publicystek i panów publicystów szybko zaszczepia na własnym gruncie i zaczyna traktować jak swoje własne, a że lansowane przez telewizję i inne media gadające głowy oraz współcześni idole inteligencją nie grzeszą, obserwujemy postępujące zidiocenie kolejnych społeczeństw.

Do czego to wszystko prowadzi? Współczesnym światem zaczyna rządzić polityczna poprawność, która coraz częściej zaczyna sięgać himalajów absurdu. Jej przejawy można dostrzec na każdym kroku." - to cytat ze strony nomen omen "paranormalnej" ale jakże w tym jednym z nielicznych prawdziwym artykuliku... (LINK do strony)

Poruszone tam kwestie: patryiotyzmu, żydowska, homoseksualizmu, równouprawnienia kobiet i mężczyzn... aborcji, to kilka z ważniejszych, ale wiele jeszcze przed nami...
Dziś mało kto nie BOI się wyrażać jasno i dobitnie swego zdania, czy do każdego "własnego zdania" potrzebujemy argumentów? Czy nie możemy już mieć wiary, przekonań nie koniecznie popartych "twardymi dowodami"?
 Mało tego? Popatrzmy na działania ekonomiczne... kto przy korycie ten pan... i czytajmy z własnego podwórka - kilka przykładów:
1. marchewka to owoc - (zawsze warzywem była), dlaczego tak? Ano do produkcji dżemów itp stosuje się karoten jako barwnik m.in. i mamy wzgląd ekonomiczny by uznać warzywo za owoc i absurd gotowy...
2. przykład krzywizny banana i ogórka - jak wyżej, tylko chodzi tu o konkretny kraj i jego włości zamorskie gdzie takie właśnie banany (z takim właśnie zakrzywieniem rosną), a ogórki to juz nie pamietam, ale chodzilo chyba o konkretną odmianę. I co mamy? Czystą ekonomie...
3. Żaba to ryba, i morska do tego...

Sądy o tym, komu decydować o homoseksualiźmie, o aborcji, o kwestiach żydowskich - okazuje się najlepiej ekonomia prawi...świat zysków i strat rządzi nami, a duch... duch się unosi... a czasem ekonomię co niektórzy podpierają jego imieniem...

PAN NIE JEST ZADOWOLONY...

sobota, 2 lutego 2013

ale się działo...

Z tego całego "bezrobocia" to pasji dałem upust, a z lenistwa to nawet nie chciało mi się opisywać... niby z 50 dni nieobecności, a filmów... ech nie policzę ale grubo ponad 200!

Yuma (2012) - Z dużą niechęcią podszedłem do oglądania, opisy trochę mnie zniecheciły, a że brakowało alternatywy...
Polotu tam nie ma, ale po kilku minutach wskoczyłem w ten kadr i zacząłem oglądanie. Dla wielu młodszych kinomaniaków będzie to pozycja raczej mało interesująca, ale dla roczników 65-75 może okazać się fajnym wspomnieniem, jak i dla mnie było... Film, jak film, przerysowuje pewne schematy, powiela plotki które urosły do miana prawdy. Choć wiele prawdy w tym filmie jest, prawdy przemilczanej, zapomnianej...
Czas nie został stracony, a urok wspomnień... nieoceniony...


Upside Down 2012 – Pod przykrywką romansidła niezwykle urokliwe fantasy – tak wielkim żartem, świat wynalazków to świat męski, a baby? No baby tak naprawdę, to tylko do kochania ;)


Intouchables (2011) – fascynująca historia skręcona na faktach – życie potrafi płatać figle, jedne brutalnie rzucają o ziemię... inne... inne mogą być przyczynkiem do czegoś niezwykłego w naszym szarym i zblazowanym świecie. IMHO film dla rekruterów – pomyślcie czasem kogo tak naprawdę szukacie :)


Trzy cale (2012) – fantastyka pełną gębą, choć na pozór dziecinnie ukazana. Czas chyba uświadomic ludziom i nie ludziom, że życie to stałe zmiany, mutacje, przypadki nieodgadnione, ale też autorom komiksów uświadomić że moce którymi bohaterów obdarzają nie wzięły się z „powietrza” ;) choć w tym przypadku można by tak to nazwać – w przenośni oczwiździe ;)


Silver Tongues (2012) – przyznaję, film zaskoczył mnie, myślałem że mam do czynienia z jakimś remakiem Bonnie i Clayda, ale brakowało strzelanek... a już zakończenie... wyprowadziło mnie z równowagi!


Les Papas Du Dimanche (2011) – taki klasyczny obraz rozpadającego się świata – świata opartego o jednostkę rodzinną, cytując prawie "kiedyś jak coś się psuło, to się to brało i naprawiało...", dziś łatwiej jest wymienić, ale to też jest sztuka, by nie wymienił stryjek siekierki na kijek...


Stolen (2012) – właściwie czego można oczekiwac? Ano klasyka, trochę inwencji... tfurczej, i jakby powielony schemat z kilku innych podobnych pozycji, ale zabić nudę zimową idzie ;)


Das Leben der Anderen (2006) – starsza pozycja, lecz jakże aktualna, nie wiesz, nie wiesz... nie rozumiesz nic... a oni wiedzą o tobie znacznie więcej... Ale, przyjdzie czas i na te gumowe ucha ;)


Joyeux Noel (2005) – I wojna światowa i jej tragiczność, bezsens pokazana oczami zwykłych żołnierzy, którzy potraktowani zostali jak przysłowiowe mięso armatnie – a w tym wszystkim... cicha noc... z ust gwiazd...



Trochę staroci:
Damnation Alley (1977) – klasyka sajens fikszyn – a własciwie film katastroficzny o sztuce przeżycia i dążeniu do utrzymania stada, bycia w stadzie... bo człowiek to brzmi tłumnie...


The Day the Sky Exploded (1958) – jak poprzednik, "ci amerykanie, to oni nie są tacy źli, oni najpierw napadną a potem przeproszą..." – jak dawno temu mawiał Smoleń, od siebie dodam, oni świat popsuja, ale potem naprawią... po swojemu ;)


Uff, na dziś wystarczy... PAN JEST ZADOWOLONY.

fiu, fiu wróbelku...

Jak w tytule... Miesiąc z okładem zbierałem się, i jakoś nie wychodziło. Wiele się zmieniło od "przed-świąt", tuż przed (świętami) gwałtownie pożegnałem się z firmą w której pracowałem, szef doszedł do wniosku że "wślepianie" gał w 2 monitory przez 10-14h na dobę to "mało"... cóż, było minęło - znajomym wmawiałem że nie włazi się 2x do tej samej wody... a sam wlazłem i mam.., święta były nad wyraz skromne, powitanie nowego roku - chyba wystarczy że z małej litery napisałem ;)
     Dość na tym, że w nowy rok wstępuję z niczym, brak pomysłów, brak chęci - miwisizm totalny, oraz permanentny brak roboty...